Bardzo
przepraszam, że nie postowałem tak długo. Tyrka na etacie mocno mnie uziemiła i
nie miałem czasu na zwierzenia dotyczące marzeń o kolejnych gitarowych
zabawkach.
Dlatego nawiązuję
do ostatniego cyklu o NAMM, ale z dodaniem czegoś od siebie. Czyli moi faworyci
ze świata efektów na Winter NAMM 2015 (Piszę Winter 2015, bo w wakacje już się
zbliża Summer NAMM, więc należy rozgraniczyć). Zapraszam do poczytania i
oglądania.
Ten post będzie
bardziej osobisty, a to dlatego, że dziś będę opisywał stoiska moich ulubionych
producentów efektów (Teraz właśnie roszę łzy tęsknoty, oglądam zdjęcia, ryczę w
rękaw i chcę tam wrócić...).
Pedalboard Walrus Audio. Piękny. |
Na początek –
dygresja. Efekty gitarowe to taka moja lekka obsesja. Lubię nie tylko na nich
grać, ale i o nich czytać, oglądać filmiki, sprawdzać w sklepach, itp. Nawet mam swoją tabelkę, na której notuję sobie
jaki efekt przewinął mi się pod nogami. Tabelka mi mówi, że było ich już dość
sporo.
Przed każdym
zakupem sprawdzałem informacje dostępne w internecie na temat mojego obiektu
pożądania. Czytałem informacje na forum,
oglądałem demo na youtube. Wiedziałem co kupuję.
Brzmienie i
jakość produktów są najważniejszymi kryteriami wyboru, ale istotnym stało się
dla mnie też od kogo kupuję. Czy jest to jakaś firma z Chin kopiująca schematy
innych producentów, czy konkretni ludzie, którzy wkładają całe serce w poszukiwania
nowych rozwiązań, albo ulepszanie starych konstrukcji (Wolę tych drugich :). Wygląd, dbałość o szczegóły i sposób
komunikacji z nami, klientami, ale przede wszystkim pasjonatami i muzykami,
stanowią dla mnie ważny element całego doświadczenia.
Z tych głównie
względów mam swoje ulubione marki, których rozwój obserwuję od lat i których
ekipy wydają mi się po prostu równymi kolesiami. Fajnie byłoby z nimi sobie
pograć i pogadać o sprzęcie.
Żeby nie być
gołosłownym podeprę opinie historiami z mojego bujnego życia :). Pierwsze stoisko z efektami jakie
sprawdzałem na NAMM 2015 należało do pewnego producenta z pewnego azjatyckiego
kraju. Na stoisku były dwa pedalboardy z efektami oraz jeden wzmacniaczy
(wydaje mi się że Line 6). Oczywiście od razu usadowiłem się na krzesełku z
wielką chęcią przetestowania sprzętu. Jedna z hostess podeszła do mnie i
zapytała czy chcę sprawdzić „sound”. Of course! Podała mi gitarę. Pani niestety
nie wiedziała jak włączyć wzmak, jak już włączyłem, to nie chciał grać. Musieliśmy
pokombinować trochę z kablami, zasilaniem, itp. W końcu udało mi się uruchomić
graty. Pani nie znała różnicy między delayem i chorusem. Załamka. Mimo iż nie
brzmiało to źle, nie zostawiłbym u nich ani grosza.
Całe szczęście
nieopodal znajdowało się stoisko Walrus Audio. Na tę firmę trafiłem zupełnie
przypadkiem po tym jak szukałem w necie jakiegoś loopera. Ich Walrus Transit do
dziś jest wg mnie najpiękniejszym tego typu efektem :). Chłopaki dbają bardzo o wizualną stronę
swoich kostek. Poza tym brzmią one kapitalnie. Iron Horse jest świetny na basie
i na gitarze. Ich były pracownik, Brady stworzył świetną serię na youtube „Coffeea and Riffs". Nawiązując do poprzedniego wątku, na tym stoisku każdy wiedział
jakie produkty są w ofercie. Każdy wiedział jak grać i włączyć graty :) Magia.
Stoisko Walrus Audio. Po prawej - Colt, właściciel firmy. |
Następni w
kolejce byli JHS Pedals. Josh Scott wraz ze swoją ekipą robi naprawdę kapitalne
produkty. Pisałem już wcześniej, że wg mnie nie ma lepszego overdriva niż ich
Morning Glory. Kocham. W Południowej Ameryce nawet go podrabiają (na tyle
wiernie, że podobno podróby trafiają do JHS do naprawy).
Stoisko JHS Pedals. Po prawej vintage Silvertone, a nad nim plakat Twin Twelve. |
Linia efektów Wampler |
W boutiqowych firmach
podoba mi się to, że wkładają mnóstwo serca (i kasy) w swoją pracę. Godziny
spędzone ze starymi wzmakami, takimi jak Supro czy Silvertone, by rozkminić ich
brzmienie i wpakować je w formę kostki zaowocowały efektami jak Superbolt, czy
Twin Twelve. Oba znakomite. Josh to gość, który zaczynał jako muzyk sesyjny.
Ogarnął zatem już trochę sprzętu w swojej karierze. Poza tym ma kolekcję
butikowych i vintagowych wzmaków, z których czerpie inspiracje, podobnie jak
kolejny mój ulubieniec – Brian Wampler.
Brian Wampler to
gość, który zapoczątkował całą lawinę efektów butikowych. Nie był pierwszym
gościem, którzy zaczęli modyfikować znane już konstrukcje (jak Keeley, czy
AnalogMan), ale popełnił publikację internetową z opisanymi modyfikacjami wielu
znanych efektów, z których korzystało wielu domorosłych wówczas jeszcze
amatorów tego fachu. Brian opanował do perfekcji pakowanie wzmaków w kostki.
Dopracowuje każdy efekt latami, które często poprzedzone są zakupem mnóstwa
gratów w celu znalezienia tego jednego jedynego brzmienia, które chce osiągnąć.
Jego ekipa (Travis i Max, wraz z Brianem) prowadzi cykliczne podcasty na tematy
około-sprzętowe „Chasing Tone Podcast”. Polecam gorąco!
Jeden z najmilszych gości na świecie - Joe z EQD |
Dla wielu przygoda z efektami zaczyna się od fuzz’a. Ja lubię raczej
czyste brzmienia, ale jest jedna firma, która wg mnie robi najlepsze przestery,
choć nie tylko z tego są znani. Earthquaker
Devices założone przez Jamiego Stillmana, byłego road managera the Black Keys. Jego
doświadczenie potwierdza znajomość sprzętu i upodobań dość specyficznych brzmieniowo
muzyków. Ale to co mnie ujęło w EQD to obsługa klienta. Oni pojawiają się na
każdej imprezie gitarowo-muzycznej, które odbywają się w różnych zakątkach USA.
Ich endorserem jest też Juan Alderete, basista Mars Volta. Można się z nim
spotkać na prezentacjach efektów w różnych sklepach muzycznych. Chłopaki są
zawsze bardzo sympatyczni i pomocni. Wytłumaczą działanie, pomogą dobrać graty
do poszukiwanego brzmienia i także potrafią grać. Mają nawet firmowy band
Relaxer.
Myślę że na dziś wystarczy. Już i tak zamęczyłem Was wystarczająco moimi zwierzeniami.
Ale ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz