Strony

O mnie

Sprzęt gitarowy otaczał mnie od dzieciństwa. Mój ojciec grał niegdyś zawodowo na basie, ale to Flea z Red Hot Chili Peppers zainspirował mnie do gry na tym instrumencie.

Na początku liceum założyliśmy z przyjacielem z podstawówki i jego kuzynem zespół funkowo-rockowy. Przez lata zmieniali się członkowie zespołu i styl gry, aż w końcu wyklarował się trwały skład i nazwa Tale Of Diffusion.

Może to zabrzmi zabawnie, ale utwory Tale of Diffusion odróżnialiśmy od poprzednich dokonań nie tylko udziałem nowego gitarzysty, ale także zastosowaniem kamery pogłosowej wyprodukowanej przez Pana Kotwickiego w Zgierzu. Od lat leżała na jednym ze wzmacniaczy, ale nikt nie wiedział jak to podłączyć i do czego zastosować. Podobnie było z Chorus’em marki Monarch, który walał się gdzieś w pudle z zapasowymi kablami.

Nagle okazało się, że sprzęt od Kotwickiego jest po to by zabrzmieć podobnie do Edge’a z U2, a w połączeniu z przesterowanym wzmacniaczem można zagrać ładnie brzmiące solo.

Takie właśnie pojęcie o efektach gitarowych miałem ok roku 2001.
 
Rok później ojciec kupił sobie Multiefekt Digitech RP200A, ale z racji zmiany zawodu i braku czasu oddał go mnie. Ja oddałem w przechowanie naszemu gitarzyście, który korzystał ze zdecydowanie większej ilości funkcji niż ja jako basista.
 
Gdy w 2008 roku nagrywałem partie basu na „Adventures of Mandorius (The Bird)” najlepsze brzmienie ukręciliśmy podłączając Fendera Jazz Bass’a (USA ’77) przez Sansampa Bass Drivera do Gallien Kruegera 200RCB. Co ciekawe, do wyboru były też Ampeg V4, SWR, Fender Bassman. Najlepiej zabrzmiał jednak "jakiś tajemniczy" pedał podłączony pod wzmacniacz najczęściej używany do kawiszy.

To otworzyło mi oczy na możliwości brzmieniowe dobrych kostek.

Na fali entuzjazmu ze studia zakupiłem Sansamp’a, którego mam do dziś. Kupiłem też Bass Chorus Behringera, ale jego szum był dla mnie nie do zniesienia.

Moja fascynacja efektami na dobre rozwinęła się dopiero wtedy, gdy z powodów zawodowych przeniosłem się na prawie 2 lata do USA. Chęć uzyskania brzmienia chorusa podobnego do tego z płyty i łatwa dostępność sprzętu, a także inspiracja takimi zespołami jak MUSE, TOOL czy Andy Othling spowodowały, że zacząłem wypróbowywać inne efekty.
 
Po 2 latach okazało się, że ponad 70 kostek przewinęło się pod moimi nogami (nie licząc tych, które miałem okazję ogrywać na targach NAMM 2012), a ja uzależniłem się od przeglądania serwisów aukcyjnych i polowania na okazje.

Nie jestem wirtuozem gitary, ani elektronikiem, ani właścicielem sklepu z instrumentami. Jestem pasjonatem. Jak pewnie się domyślacie nadal szukam tego jedynego brzmienia.

Na tym blogu chciałbym dzielić się informacjami, newsami, moimi przemyśleniami na temat efektów gitarowych (zwłaszcza tych podłogowych). Mam nadzieję, że wspólnie będziemy mogli odnaleźć to perfekcyjne, wymarzone brzmienie.
 
Zapraszam!
 
Tomek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz